Wychowanie przyszłych pokoleń – wspomnienie o Bognie Sokorskiej

Blog graficzny

Wychowanie przyszłych pokoleń – wspomnienie o Bognie Sokorskiej

Założyłam parę miesięcy temu firmę Baby Opera z innych pobudek niż chęć zarabiania pieniędzy. Założyłam ją z pasji do śpiewu i z przekonania, że śpiew operowy działa na dzieci w sposób magiczny i naprawdę je rozwija. Autentycznie śpiewanie i oddawanie swego głosu innym sprawia mi niebywałą radość. Dobrze znam się na tym, co robię.

Jeśli miałabym w jednym zdaniu powiedzieć o swojej idei, powiedziałabym dziś: Baby Opera to „Druga Niania”, rozwija i uczy.

Pamiętam, jak rok temu przed Świętami Wielkanocnymi próbowałam w myślach stworzyć prototyp zebry. Tak, to miało być tylko jedno śpiewające zwierzątko – koń w paski. Po paru tygodniach doszłam do wniosku, że koniecznie powinien być też miś. Ale jeśli czarno-biały (bo przecież dzieci na początku widzą tylko kontrastowe kolory) to musi być to panda. Przypominam sobie, jak ręcznie ołówkiem pisałam sobie nuty – szukałam najpiękniejszych fragmentów najsłynniejszych utworów, by znaleźć dla swojego głosu wygodną tonację, która byłaby przy tym odpowiednia dla uszka niemowlęcia... Dziś Operowych Zwierzaków jest już sześć: Zebra Meggi, Panda Lulu, Lemur Kiki, Pingwin Gabi, Kot Mimi i Pies Milo. Są też śpiewające poduszki: Podusia-Miś oraz Śpiewająca Poducha Dla Każdego. Kocyś-Mata wprawdzie nie śpiewa, ale jest przepiękny i dzieci uwielbiają na nim sobie leżeć.

A co mówią rodzice, klienci, osoby zainteresowane Operowymi Zwierzakami:

„W rozwoju dziecka muzyka jest najważniejsza” - tak powiedziała mama trójki dzieci w rozmowie ze mną podczas ostatniego spotkania w Klubie Mam w Warszawie, gdy pokazywałam, co umie Lemur Kiki.

„Geniusz tego pomysłu polega na tym, że przy tych dźwiękach uruchamia się mój głos.” - napisała pani Małgorzata w smsie po otrzymaniu Pandy Lulu.

„Jak nie lubię niemieckiego, tak w tej zabawce słucha mi się przyjemnie” (to o „Schlafe mein Prinzchen, szlaf ein”, kołysance Mozarta – pewna przechadzająca się na targach rodzinnych mama, spodziewająca się dzidziusia, która usłyszała Kota Mimi).

Nagrałam ponad 100 ścieżek muzycznych. W mojej Baby Operze nie mogło zabraknąć utworów Chopina i Moniuszki, a także innych polskich kompozytorów Paderewskiego, Ogińskiego. Cieszy mnie każdy dźwięk, mam radość z głaskania Operowych Zwierzaków, ale kiedy ktoś do mnie napisze – szczęście jest podwójne.

Dźwięczą mi w uszach słowa wielkiej Bogny Sokorskiej – „Słowika Warszawy”, która była moją Maestrą... Jak ona potrafiła bawić się muzyką!

Relacja z Bogną Sokorską należała do tych szczególnych, które trudno sklasyfikować. Ja tę kobietę darzyłam szczerym uwielbieniem. Najpierw byłam zafascynowana, zauroczona jej cudownym śpiewem, znakomitym frazowaniem, osobowością. Potem moja fascynacja przeobraziła się w uczucie, które trwa do dziś, mimo śmierci Maestry i upływu lat. Mam na myśli wyjątkową więź między uczniem a pedagogiem śpiewu. Miłość, niezachwiany szacunek, podziw, głęboka przyjaźń – to słowa, które w połączeniu oddają tę relację. Była mi osobą bardzo bliską, drogą. Nauczyła mnie nie tylko podstaw techniki władania głosem, ale i odpowiedniego podejścia do muzycznego dzieła, a także zdrowego stosunku do własnych występów, zawsze naznaczonych tremą. Pamiętam takie zabawne zdanie Bogny: „Wychodzisz na scenę, uśmiechasz się pięknie i przez zaciśnięte zęby mówisz: <<Mam was wszystkich w d...>>”. Jakże to niesamowicie rozluźniało napięcie przedsceniczne!

Bognę Sokorską poznałam mając lat 17. Wcześniej odkąd pamiętam fascynowałam się płytą analogową „Słowik Warszawy”, która była faworytką spośród wszystkich płyt z muzyką klasyczną w moim rodzinnym domu. Pierwsze spotkanie z Maestrą miało miejsce jesienią 1993 roku. Jakie to odległe, piękne czasy...! Zostałam przedstawiona Bognie Sokorskiej w jej domu w Piastowie przez koleżankę ze Szkoły Muzycznej, która zabrała mnie ze sobą na przesłuchanie. Maestra przyjmowała uczniów w swoim salonie z fortepianem, na którym towarzyszył jej mąż, Jerzy Sokorski – wybitny kompozytor i pianista. Wszystkie lekcje prowadzone były w ten sposób, że Bogna Sokorska tłumaczyła technikę prawidłowej emisji, a następnie pokazywała głosem, jak ma wyglądać ideał dźwięku. W rzeczywistości był to ideał. Pan profesor Jerzy Sokorski zawsze był obecny na tych lekcjach, od pierwszych wokaliz po skomplikowane pieśni i arie operowe.

Bardzo mi brakuje Maestry, która tak wiele mnie nauczyła. I nie chodzi tylko o śpiew, ale i o życie..., jakim powinno się być człowiekiem – nie zazdrościć, konsekwentnie pracować, walczyć o swoje ideały!

I całe życie się rozwijać.

A zacząć od kołyski.

A rozwijać muzyką.

Muzyka tak pomaga w życiu...