Sen Irmy

Blog graficzny

Uwaga, dzisiejszy odcinek bloga jest przeznaczony jedynie dla czytelników o mocnych nerwach.

Nasza sześcioletnia córeczka opowiedziała nam dziś swój sen. Zdarza jej się jeszcze przychodzić do naszego łóżka w nocy... :) Choć sen jest niezwykle mroczny, Irma dziś spała smacznie i obudziła się z uśmiechem na ustach. Ponieważ opowieść wydała mi się interesująca, poprosiłam, by powtórzyła ją do dyktafonu. W ten sposób powstał ten mrożący krew w żyłach tekst. Pamiętajcie – należy ponownie przeczytać pierwsze zdanie – żeby nie było, że nie ostrzegałam.

„Śniło mi się, że byliśmy w wielkim kościele. Bo jechałam z moją mamą do kościoła i moja mama tam weszła. A tam było strasznie. Był wielki koronawirus. To znaczy był taki mały jak w rzeczywistości. Nie było go widać, bo był niewidzialny. Nie był niewidzialny bardziej, bo był taki mały, mniejszy od ziarenka na przykład ziemi, mniejszy od ziarenka piasku.
Jeszcze do tego ja w ogóle nie widziałam tego koronawirusa. Chociaż wiedziałam, że tam jest i widziałam, że tam były takie obrazy, jak weszłam do kościoła, ale było to tak ogromne jak kościół z ogromnymi obrazami.
Ja wtedy weszłam i nic się nie bałam. Ale wtedy zobaczyłam najstraszniejszą chorobę i to była taka choroba, od której się umiera.
Na tych obrazach była wąska ręka węża. To znaczy kobieta miała jedną rękę normalną, a drugą w kształcie węża. Jedna ręka była normalna, gruba, a druga była mniejsza i wąska i w ogóle ta pani nie miała palców. Ale to był straszny obraz. A to była bakteria wirusowa, która nazywa się koronawirus, a ta bakteria była umierająca, zabijająca człowieka.
I to była bardzo bardzo bardzo i to bardzo bardzo bardzo straszna bakteria i wielka.

Trzy razy to zobaczyłam, trzy razy tam weszłam.

Ale na szczęście to się nie przebiło przeze mnie, chociaż ta bakteria była ogromna. Moja mama weszła do kościoła, ale nic się jej nie stało. I mojemu tacie też. A ja byłam na dworze i nikt mnie nie ukradł. Ale ja w ogóle nie wiedziałam co się stanie.

Bardzo bardzo się bałam o moich rodziców.

Było mi bardzo strasznie, bo nie wiedziałam co się działo. Potem wyszli moi rodzice i przeszliśmy do samochodu i potem byliśmy już bardzo szybko w naszym domu. Nasz dom był piękny, ale garaż nie tak bardzo.

Wtedy powiedziałam mamie: „Mamo zróbmy dzisiaj piknik przy kominku”. I tak zrobiliśmy, u nas w salonie.

Mieliśmy bardzo bardzo bardzo wielkie szczęście, że nie daliśmy się tej chorobie, dlatego jesteśmy bardzo szczęśliwy, bo my nie zachorowaliśmy.”

Cóż dodać, Kochani? Kolejny raz na kwarantannie, z dala od rówieśników i przedszkola, wszyscy wokół rozmawiają o wirusie, to i wyobraźnia działa...

Z miłych spraw: wkrótce wiosna, jesteśmy w formie, zdrowi i zadowoleni z życia, którego staramy się nie odkładać „na jutro”. Bierzemy udział w targach KIDDOSTYLE. Już w niedzielę o godz. 10:20 zobaczycie nas z Operowymi Zwierzakami na żywo w prezentacji online.

A jutro nagrywamy Sylabizator wreszcie. Niesamowicie trudno zorganizować nagranie w tych czasach. Ale wygląda na to, że idzie ku dobremu.

Fotka z dziś na podwórku, troszkę pokropiło, a tęczowy parasol symbolem przymierza Boga z ludźmi. Pamiętajcie, dzieci nie mają żadnych uprzedzeń, żadnych złych skojarzeń z tęczą i nie tworzą w swoich głowach żadnych chorych podziałów.

Życzymy wszystkim zdrowia i nie dajemy się nadal!