Chicago i my

Blog graficzny

I znowu miałam wiele szczęścia – Chicago ukazało mi się z najlepszej strony. Jak na tę część świata o tej porze roku było niezwykle ciepło i słonecznie, nawet do 27 stopni Celsjusza. Dzięki temu można było podziwiać niesamowitą panoramę miasta – olbrzyma, niezwykle imponującego w swoim pięknie i przepychu ponad stuletniej tradycji; z drapaczami chmur, najsłynniejszymi na świecie muzeami, pomnikami i plażą jeziora Michigan, które wygląda niemal jak ocean. Oczywiście towarzyszyły mi Operowe Zwierzaki (Owieczka Gloria, Pingwin Gabuś i Orka Fuga), które mogliście oglądać w moich codziennych relacjach na facebooku i instagramie.


Nigdy wcześniej nie byłam w Stanach; moim kierunkiem artystycznym była do tej pory Azja, a ściślej Japonia, gdzie byłam pięć razy. Muszę przyznać, że Ameryka dziś wiele nie różni się od Europy, przynajmniej ta jej część pod względem klimatu, przyrody, ani też w sensie cywilizacyjnym. Jeśli chodzi o aspekt kulturowy, to jednak odbiegamy bardzo, co dało się zauważyć choćby na przykładzie przygotowań do Halloween. Akurat byliśmy w tym intensywnym pod tym względem czasie, a więc możecie sobie wyobrazić jakie tam panowało szaleństwo – przed niemal każdym domem ogromna ilość strachów, wiedźm, czarownic, pająków, dyni, potworów, kościotrupów, kości zwierząt i nagrobków… Taki wystrój z jakiegoś powodu niezwykle podoba się Amerykanom. Nie podzielam ich entuzjazmu, choć z zainteresowaniem przyglądałam się owym ekspozycjom i towarzyszącemu temu zaangażowaniu w obchodzone święta. Ludzie tamtej strony świata mają z tego wielki tak zwany „fun”. Próbowałam to zrozumieć; być może chodzi o oswojenie śmierci na zasadzie uruchomienia w sobie dużych pokładów poczucia humoru… Jestem w stanie to pojąć i w pewnym sensie uszanować. Najgorsze w tym wszystkim byłoby wg. mnie demonizowanie zjawiska.

Mieliśmy w Chicago trzy koncerty, dla Polonii, która tłumnie i entuzjastycznie nas oklaskiwała. Uczestniczyłam w nich jako jedyna śpiewaczka operowa (aranże były raczej estradowe), przy czym wszyscy muzycy, wokaliści, aktorzy – byli niezwykle profesjonalni. Wielkie gratulacje dla nich oraz Fundacji Pełni Kultury, która zorganizowała to tournée. W ramach widowiska „Święty z Wadowic” śpiewałam pieśń „Jestem tu” do muzyki Marcina Nierubca z poezją Michała Zabłockiego, przeżywając poruszające chwile, śpiewając dla Górali i Ślązaków oraz naszych Polaków ze Wschodu i południowej przeważnie Polski. Chicago to „największe polskie miasto”; około dwóch milionów Polaków mieszka tam obecnie, na 6 milionów mieszkańców.

Udało mi się zobaczyć dom Kevina z tego słynnego filmu „Kevin sam w domu”, pomnik
Michaela Jordana, pomnik Mikołaja Kopernika i Tadeusza Kościuszki… (w tej kolejności). Niestety nie było czasu na wieczorny jazz, ani zwiedzanie w większym zakresie, jednak cieszę się z tego co było mi dane podziwiać. Jedyne co mi nie przypadło do gustu to smak jedzenia, które miało w sobie coś z plastiku i na plastiku też było podawane. No, cóż, walka o dobro planety nie jest mocną stroną Amerykanów i to kładzie się małym cieniem na mój pobyt. Zresztą nie byłam jedyną osobą, która narzekała na to co spożywaliśmy; byliśmy co do tego zgodni, że najlepsze jedzenie pochodziło z polskich stołów oraz mogliśmy je też znaleźć w meksykańskiej kuchni.

……………..

Co do Operowych Zwierzaków to jak wiadomo idą święta i idą zmiany. Na razie nie będę wspominać o podwyżkach cen, a to się rychło kroi. Natomiast na ten moment postanowiliśmy pozostać przy ośmiu dużych zabawkach, wśród których są: Panda Lulu, Zebra Meggie, Lemur Kiki, Pingwin Gabi, Kot Mimi, Sowa Fryderyk, Owieczka Gloria, oraz Koala Pola i Sam.
Wyprodukowaliśmy kolejne ozdobne pudełka specjalnie dla nich i zostaniemy przy tychże ośmiu najlepszych modelach, które najchętniej wybieraliście przez ostatnie 2 lata. Miniatury Operowych Zwierzaków przechodzą więc do historii, śpiewając w swoich ulubionych domach, u rodzin, które je wybrały i u których do dziś nucą dzieciom do snu. Mimo, że miniatura była poręczną zabawką, to jednak preferujecie na prezent duże Zwierzaki – zarówno przed narodzinami, jak i zaraz po, z okazji chrztu, na pierwsze czy drugie urodziny, na Mikołaja, pod choinkę, na Zajączka, Dzień Dziecka itd. Orka Fuga również zostaje tylko przy mnie, jako że to moja torebka i gadżet reklamowy zarazem; ulubiona przeze mnie przytulanka, śpiewająca same dziecięce hity. Zostało jeszcze kilka sztuk dosłownie, więc jeśli ktoś chce dostać w prezencie Orkę Fugę czyli Operowego Zwierzaka w formie torebki, to ma ku temu niepowtarzalną okazję. Postanowiliśmy zakończyć produkcję miniatur i orek, gdyż duże Operowe Zwierzaki biją w kwestii popularności wszystkie produkty na głowę. Pamiętacie jak kiedyś tryskając pomysłami doprowadziłam do stworzenia i produkcji śpiewających poduszek. One w tamtym czasie poszły w ręce osób, które najbardziej ich pragnęły, nie tylko do dzieci, ale do rodziców, do seniorów. Była to wersja limitowana i w końcu poduszki przeszły do historii. Etap produkcji kończą więc również miniatury Operowych Zwierzaków wraz z Orką Fugą, ponieważ spośród zabawek Baby Opera zazwyczaj wybieraliście dużego misia czyli Pandę Lulu, często Kota Mimi, Koalę Polę i Sama (bo to też Miś), także Lemura Kiki (bo Julian) i Pingwina Gabi (bo Pingwiny z Madagaskaru), dość często również Zebrę Meggi, amatorzy Chopina – zamawiali Sowę Fryderyka, a chrześcijanie – Owieczkę Glorię. Wszystkie te osiem modeli zostaje z nami!
Dodać należy, że zarówno Koala jak i Kot – śpiewają w oryginalnych językach (po polsku, włosku, niemiecku, francusku itd.). Polecam Waszej uwadze szczególnie Koalę, który jest torbaczem (a potocznie też „miśkiem”), który ma wyjątkowo wesoły moduł dźwiękowy, co jest dodatkowym atutem i stymulacją dla mózgu dziecka.

Tak więc, Moi Drodzy, nasze plany związane są z promocją tych ośmiu zabawek dużych – dorodnych Zwierzaków Operowych, poza tym kroi współpraca z Empikiem, oczywiście wirtualne produkty – słuchowiska, książki (e-booki), Sylabizator – to wszystko jest dostępne na naszej stronie. I nie wykluczone, że coś jeszcze w tym roku się w okolicach świąt narodzi (nowe słuchowisko? Chyba Irma coś wymyśli...).

Tymczasem zachęcam do sięgnięcia po to, co nam zostało – z miniatur jest jeszcze Piesek Miluś i Zeberka Madzia oraz kilka torebek w postaci Orki Fugi. Wygląda na to, że to jest wszystko.

Pozdrowienia serdeczne, życzę przyjemności i ciepełka domowego w nadchodzącym listopadowym czasie!