Odzyskany głos

Blog graficzny

Czuję ogromną satysfakcję, że udało mi się ponownie w życiu pokonać słabość...

Wczoraj w piękny sierpniowy wieczór śpiewałam koncert, który był prawykonaniem oratorium "Odnalezione szczęście" Andrzeja Mozgały w miejscu niezwykłym, dla niektórych „magicznym”, w Kalwarii Pacławskiej – tuż przy Sanktuarium. Był to koncert transmitowany przez telewizję, dlatego dodatkowo niemal wszyscy odczuwaliśmy pewnego rodzaju presję jako wykonawcy, którzy pierwszy raz odtwarzają napisane specjalnie na tę okazję, dzieło. Bardzo pragnęliśmy, aby wszystko wypadło doskonale.

Los sprawił, że kilka dni wcześniej dopadło mnie jakieś brzydkie przeziębienie. I choć nie czułam się źle z racji tego, że była to po prostu zwykła letnia infekcja (a jakże! od-dziecięca), to mój głos nie zachowywał się prawidłowo. Pierwszego dnia na próbach dałam sobie jeszcze radę, ale już drugiego... było mi ciężko pogodzić się z tym, że mój głos nie chce pracować, za to stanowczo woli odpoczywać. Do tego stopnia, że gdyby ktoś kazał mi zaśpiewać po próbie najprostszą pieśń lub zanucić „Wlazł kotek na płotek” nie zrobiłabym tego, nie byłabym w stanie.

Na szczęście byłam otoczona pełnymi empatii ludźmi i dyrektor Elżbieta Przystasz – dyrygent i spirytus movens całego wydarzenia odniosła się z całkowitym zrozumieniem do mojej sytuacji.
„Wiem, co się dzieje – powiedziała – przecież mam do czynienia z żywym instrumentem. Nie śpiewasz tej próby ,w ogóle nawet na nią nie przychodź. Odpoczywaj, pij oliwę z oliwek, cynamon, nic nie śpiewaj i nie mów”. Jakie to szczęście, że spotykam na swojej drodze mądrych ludzi...
Nie każdy dyrygent tak by na miejscu Eli postąpił..., a to by się mogło odbić nawet trwałym uszczerbkiem na moim zdrowiu. Zatem darowałam sobie także sobotnią próbę generalną z nagłośnieniem, na której otwierałam tylko usta, niemal udając, że śpiewam. Było to niekomfortowe i krępujące, zwłaszcza wobec moich studentów, którzy zasili szeregi wspaniałego chóru. Ale mądra młodzież zrozumiała, bo tak to czasem bywa, że musisz wybierać: albo próba albo koncert i nie ma to nic wspólnego z „gwiazdorzeniem”. To arcyważne, aby nie przemęczać głosu, zwłaszcza w chwili niedyspozycji.


Po generalnej próbie zeszłam ze sceny kompletnie przybita. Kiedy sunęłam powoli, prawie ze łzami w oczach, spotkałam księdza Edwarda, który zatrzymał mnie i powiedział: „Pani Justyno, pani tak pięknie śpiewa, ma pani taki piękny głos”. A ja na to, bliska płaczu: „Ale proszę księdza, ja dziś przecież nie mam głosu, a wieczorem koncert”. Na to ksiądz uśmiechnął się promiennie i powiedział: „Wenanty to załatwi. Proszę się nie martwić. Zobaczy pani, że wszystko będzie dobrze”. I jeszcze z taką ogromną wiarą powtórzył: „Wenanty to załatwi. Naprawdę”. W tym momencie nie wiem, dlaczego, ale się jakoś wewnętrznie ucieszyłam. No, skoro tak, to nie ma sprawy. To był odwrót w mojej głowie o 180 stopni. Wstąpiła we mnie wiara, że może być dobrze. Nagle stałam się spokojniejsza.

Naszego koncertu można odsłuchać w całości na stronie Fara TV.

Nie wstydzę się tego, co się wydarzyło. Przeciwnie.

Oceńcie, proszę sami, czy w moim głosie słychać chorobę, czy wszystko brzmi tak jak powinno.

Mam szczęście do ludzi aniołów, do nich należy wspomniana Elżbieta Przystasz, a także Andrzej Głowienka – śpiewak, kompozytor, multiinstrumentalista, który pracował ze mną parę dni, lecząc moje gardło ziołami. Miałam ogromne wsparcie także w osobie Jakuba Milewskiego (obłędny talent, podobnie jak Andrzej muzyk wielozadaniowy, na dodatek dyrektor Teatru Muzycznego), no i serdecznej koleżanki prof. Iwony Kowalkowskiej, która też swoje przeszła tuż przed rozpoczęciem prób do oratorium.

Oto nasz koncert z Kalwarii Pacławskiej, do posłuchania i obejrzenia pod tym linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=R33DvoKSVJM

No i wreszcie nadeszła ta chwila – upragnione wakacje.
Wyjeżdżamy na krótko, ale wiele sobie obiecuję po tym wyjeździe. Grecja czeka. Grecja, która zawsze daje mi poczucie naładowania akumulatorów na dłuższy czas jesienno-zimowy.

Zapewniam, że wyślę Wam dużo greckiego słońca, razem z moimi Operowymi Zwierzakami. Nie mogę wprawdzie zabrać wszystkich zabawek z piętnasto-produktowej kolekcji, ale na pewno leci ze mną torebka Orka Fuga. Zaraz po wakacjach realizujemy wszystkie zamówienia. Do zobaczenia! Pięknej końcówki lata!