ZESPOLENIE

Blog graficzny

Pierwszy dzień lata. Ściana deszczu. Ale widzę, że się wypogadza. I tak będzie, mam nadzieję, ze wszystkim.

Po raz pierwszy jestem w niezgodzie z samą sobą w wyniku podjętej decyzji. A wszystko przez tę nieszczęsną „pandemię”. Strach wziął górę – zrezygnowałam z produkcji operowej z obawy o rodziców. Nie jest i nigdy nie będzie mi z tym dobrze, chociaż wiem, że inaczej nie mogłam postąpić. Wciąż się pocieszam, że widocznie tak miało być. „Justyna, tak miało być – jasne?”

Co mi dała „pandemia”? Piękne chwile z rodziną. Ale też mnóstwo obaw, stresów, pytań, na które brakuje odpowiedzi... Dała mi projekt Kultura w sieci, dotację – na realizację marzeń artystycznych on-line. Dała mi pomysł na bycie własnym wydawcą – napisanie ebooka „Jak nauczyć się pięknego śpiewu” i wznowienie wszystkich moich książek w formie elektronicznej. Powstały więc dwie biografie wybitnych śpiewaków Bogny Sokorskiej i Stanisława Gruszczyńskiego oraz wydanie sześciu moich młodzieńczych opowiadań pt. „Spotkania”. Już dziś zapraszam na premierę dwóch kolejnych ebooków! https://babyopera.pl/pl/ebook/52-opowiadanie-milonga-del-angel.html Można nabyć całość – czyli sześć moich młodzieńczych opowiadań do ilustracji mojego męża Gabora lub na próbę przeczytać jedno z nich: „Milonga del Angel” – mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do wakacyjnej i bardzo „kobiecej” lektury.

Ta traumatyczna sytuacja, jakiej od kilku miesięcy doświadczamy, dała mi ponadto poczucie, że Baby Opera poradzi sobie w każdej sytuacji. W krytycznej chwili zostałam producentem maseczek, które ładnie się sprzedawały, co pozwoliło mi utrzymać firmę. Dała mi także możliwość nauki jazdy konnej, poznania Norrisa i jego cudownych właścicieli – Wojtka i Ewy.

A ostatnio doświadczyłam czegoś bardzo pięknego. Zostałam zaproszona do zaśpiewania specjalnie dla 92-letniej pani Ani, cierpiącej na chorobę Alzheimera. Pani Ania choruje już od 20 lat. W tej chwili jest właściwie nieobecna... Kiedyś była osobą bardzo wesołą, towarzyską, miała mnóstwo przyjaciół, imponującą biblioteczkę, prowadziła dom otwarty... Tego jej świata już nie ma; przyjaciele z młodości odeszli; a ona została z chorobą – na szczęście w otoczeniu kochającej rodziny, ze wspaniałą opiekunką. Niegdyś pani Ania uwielbiała muzykę, a w szczególności piosenki Anny German. I wiecie co? Miałam okazję się przekonać, że nadal tak jest! Byłam trochę przejęta tą wizytą, z niepokojem zastanawiałam się, czy w ogóle nasza „niespodzianka” spotka się z jakąkolwiek reakcją; czy nie spowoduje jakiegoś dyskomfortu... A tymczasem, weszłam śmiało w towarzystwie Wojtka, syna pani Ani do przestronnego mieszkania na Mokotowie. Pachniało świeżo upieczonym plackiem z morelami. Domownicy uśmiechnięci i weseli, pani Ania na wózku inwalidzkim – zastygła, błądząca w swoim świecie; nie będąca w stanie wykonać żadnego ruchu.

Opiekunka Wiera powiedziała, że pani Ania chce ciągle słuchać moich płyt... Wiera znalazła jakiś sposób komunikacji z pacjentką. Po chwili i ja dzięki SZTUCE zaznałam czegoś podobnego. Kiedy zaczęłam śpiewać – najpierw „Byłeś przejazdem”, utwór z albumu „Co-Opera”, który pani Ania już zna bardzo dobrze; to miałam w tym momencie wrażenie, jakbym wypowiadała jej myśli. Ona patrzyła na mnie i słuchała jak każdy prawdziwy, zdrowy słuchacz, właściwie bardziej niż przeciętny słuchacz. Ale było jeszcze coś... ten tekst bardzo mnie do niej zbliżył i czułam, że działam żywo na jej emocje i jestem przekaźnikiem tego, co ona chciałaby wyrazić. „Wyruszam w drogę, choć wszystko trzyma mnie tu. Dłużej nie mogę, patrzeć z daleka i ciągle czekać na cud” (to tekst Michała Zabłockiego – do tej pory interpretowany jako utwór miłosny). Po herbatce i cieście zaśpiewałam ukochany „Człowieczy los” z repertuaru Anny German. Tym razem reakcja była jeszcze wyraźniejsza. Ale przy „Tańczących Eurydykach” pani Ania chłonęła każdy dźwięk i każde słowo. Widziałam dokładnie, że sprawiało jej to przyjemność, radość... Nigdy, uwierzcie mi, nigdy wcześniej tak mocno nie poczułam, że Sztuka ma taki wymiar i taki sens, że jest przekaźnikiem tego, co niewyrażalne, że można dotrzeć przez nią do kogoś, kto jest już bardzo daleko. Wojtek potem napisał mi: „Dosłuchałem się, co mama powiedziała, kiedy śpiewałaś. Powiedziała: Jak ślicznie...”. Dziękuję za to doświadczenie.

Co dalej z Baby Operą?

3 lipca stuknie nam dwa lata. Przetrwaliśmy, rozwijamy się i korzystamy z Waszych inspiracji i rad. Z okazji urodzin pojawi się nowy Operowy Zwierzak – KOALA.

Kochani, nadal wspierajcie proszę polskich przedsiębiorców. W tych ciężkich czasach u wszystkich nas sprzedaż stanęła lub bardzo się obniżyła. Trwajmy razem. I zawsze pamiętajmy o naszych kochanych, najsłabszych, najstarszych, dotkniętych chorobą.

Wiecie co? Jeszcze jedna prośba. Andrzej Strzelecki – znany aktor, reżyser, rektor Akademii Teatralnej, twórca premiery „Śpiewnika domowego” w Polskiej Operze Królewskiej ciężko zachorował. Jeszcze w listopadzie graliśmy razem na scenie Teatru Stanisławowskiego w Łazienkach i nic nie zapowiadało nieszczęścia. Jest jednak nadzieja – nowoczesna kuracja w USA, warta 37000 $ miesięcznie; więcej szczegółów na stronie zbiórki:

https://www.raknroll.pl/podopieczni/andrzej-s/?fbclid=IwAR0eU5G5gaRJuxjOO5lNhmRu0e-y9u5Lie4Vtn8B13OnTx1aligJpHe7vIg

Mimo choroby Andrzej Strzelecki nie poddaje się, nie rezygnuje z planu filmowego – nadal możemy go zobaczyć w „Klanie” w roli doktora Koziełły. Nawet dziś jest w pracy...

Pomóżmy!

Dziękuję.

Wasza Justyna

Ps. Na fotografii mój Tata w ogrodzie w Milanówku, pochłonięty biografią Marty Mirskiej