W TRYBIE TWORZENIA

Blog graficzny

Ostatnio nie ma dla mnie nic piękniejszego w firmie niż słowa uznania rodziców, dziadków, wujków i cioć (czyli tzw. moich klientów) na temat Operowych Zwierzaków...

„Dziękujemy za zabawki Baby Opera. Wszystkie maskotki to strzał w dziesiątkę. My mamy w domu Pandę. Był to prezent pod choinkę. Puszczam mojemu 17 miesięcznemu synkowi wieczorami Pani śpiew. Myślę, że mu się podoba. (...) Owieczka była prezentem pod choinkę dla 4,5 rocznej bratanicy. Ze wszystkich prezentów był to jej ulubionym. Na poczekaniu stwierdziła, że kocha tę owieczkę i że Mikołaj spełnił jej życzenie (choć wcześniej nic nie wiedziałam, co by chciała). Lemura sprezentowałam przed świętami przyjaciółce, która urodziła syna tego samego dnia, co ja. Wszyscy są zadowoleni. Gratulujemy pomysłu!”

Tak napisała pani Małgorzata w wiadomości prywatnej do mnie. Słowa te to dla mnie największa nagroda!

Zaczęła się intensywniejsza praca – kontakty z kontrahentami, dystrybutorami, realizacja większych zamówień, produkcja nowych zabawek (na tapecie obecnie Koala), tworzenie nowych modułów dźwiękowych (od polskiego producenta) i nowych opakowań (w wersji polsko-angielskiej). Jednocześnie jesteśmy w rozjazdach (jutro targi wewnętrzne dużej hurtowni w pięknym, zabytkowym miejscu), a w najbliższą niedzielę udział w targach Trends 4 Kids.

Jednocześnie szkolę się, dużo czytam (fascynuję się książkami o biznesie), słucham podkastów mądrych przedsiębiorców – ludzi sukcesu. W tę sobotę zostałam zaproszona na konferencję, z której wyniosłam wiele przemyśleń, energii do wdrażania, #natychmiastowaimplifikacja , gdzie prelegentami byli Marcin Osman /uwodzicielski mistrz sprzedaży/, Mirek Burnejko /genialny strateg o wybitnym poczuciu humoru/ i Rafał Mazur /fenomen samokontroli, który pomaga przebić swój próg – jak sam o sobie mówi „za dobre pieniądze”/. Z konferencji wyniosłam miliony myśli, z których najistotniejsze akurat dla mnie w tej chwili to: wypracować technikę skupienia, która pozwala oderwać się od wątpliwości; inaczej mówiąc – gdy ma się nadmiar samokrytyki należy usunąć warstwy, które są zbędne czyli „odciąć sobie głowę”. Postaram się bardziej być dla Was on-line, ponieważ nic tak dobrze nie działa jak osobowość, a w moim wypadku – głos! Powinnam robić także wywiady z ekspertami – jak myślicie, z kim na początek mogłabym porozmawiać na temat wpływu muzyki na rozwój niemowląt?

Ponadto utwierdziłam się w przekonaniu, że moja oferta nie jest dla każdego (jasne, że tak, bo tylko dla Was!). Będziemy wkrótce tworzyć pakiety (skompletuj całą kolekcję!), będziemy tworzyć wyłącznie w Polsce i co za tym idzie drogo, ale na najwyższym poziomie jakości i bezpieczeństwa. Kurczę, dodatkowo zdałam sobie aż nadto sprawę (nie po raz pierwszy), że jeszcze nie mam specjalnej płynności finansowej, ani tym bardziej żadnej poduszki finansowej (miałam tylko Śpiewające Poduszki w sklepie – haha!), ale to dlatego, że od początku finansujemy Baby Operę z własnej kieszeni, nie posiłkując się inwestorem. To chyba normalne w pierwszych miesiącach i latach życia firmy? Wiem, jaki jest mój cel, do kogo kieruję ofertę i co chcę osiągnąć... Ogólnie biznes jest bardzo prosty, tak prosty jak młotek i gwóźdź, tyle, że jak powiedział Mirek Burnejko „w biznesie nikt nie ma pojęcia co robi” :) Ha! I tutaj kolejne odkrycie. Po tym, jak Marcin podzielił się na forum naszą korespondencją i użył nazwy Baby Opera (dziękuję!), przy czym było na sali jakieś 70% facetów..., przy wyjściu otoczył mnie wianuszek tatów, którzy zapragnęli się dowiedzieć więcej o Operowych Zwierzakach. I wtedy zrozumiałam, że tata będzie najlepszym odbiorcą mojej oferty Baby Opera – odpowiedzialny, chwyta w lot o co chodzi z tym działaniem muzyki na rozwój dziecka, nie komplikuje, nie zastanawia się zbytnio. Do tej pory ofertę kierowałam do kobiet, mam, babć – i to był błąd. No cóż, „Mogę się mylić, ale nie mogę wątpić” – prawda?

Jedna rzecz mnie nieco zafrapowała. Kiedy Marcin Osman, który nie może chyba żyć bez swojej pracy, zadał pytanie siedzącym na sali 450 osobom z aspiracjami na sukces w biznesie – ile minut/godzin dziennie chcieliby przepracować, było tak, że wiele osób odpowiedziało – 3-4 godziny (czyli w sumie mało), inni że godzinę-pół, jeszcze inni 15 minut. Wtedy pomyślałam sobie, że to niemożliwe, żeby ci ludzie w ogóle do czegoś mogli dojść. Przecież jeśli twoja praca to taka, której chciałbyś poświęcać jak najmniej czasu, to przecież nie ma sensu tego robić. Przecież mówimy o przedsiębiorczości, pracy dla siebie, nie dla kogoś. A gdzie pasja, gdzie miłość tworzenia? Wiem, że Marcin może miał na myśli też papierkową robotę, sprawy promocyjne, jakieś nudnawe kontakty, ale skoro tak, to taką pracę się deleguje i nie poświęca się jej ani minuty. Ja robię tylko to, na czym się znam, co sprawia mi przyjemność i co kocham. Na reszcie się nie znam i nie mam zamiaru się znać, a więc nie będę tego tykać, od tego ma się ludzi, współpracowników, partnerów, podwykonawców. Skupiam się tylko na celu i robię to, co mogę zrobić tu i teraz swoimi środkami, indywidualnymi kompetencjami i własnymi siłami. I mogę oddawać się temu bez końca, dzieląc czas także na sztukę, wokalistykę, na obowiązki domowe i rodzinne. Jeśli nie jesteś owiany manią tworzenia, nie czujesz wewnętrznej konieczności robienia tego, jeśli twoja pasja nie staje się obsesją, to nici z sukcesu. Tak myślę.

Kochani, ponieważ jestem w trybie tworzenia, lecę dalej, życząc Wam pięknego dnia w dobie przedwiośnia, które zagląda nam słońcem do okien. Do następnego!